Joga na dzień dobry

Od prawie 2 lat w niedziele na zajęciach on-line (Joga w weekendowy poranek g.9) jest ze mną Eryk. Czasem chętnie, czasem mniej mu się chce. Ale jak tylko jest w domu, rozkłada matę i ćwiczy 30 minut. Nie muszę go przekonywać. Sam czuje, że wiele asan dobrze na niego działa. Ziarenko dobrych nawyków posiane, wykiełkowało i wzrasta. „Joga na dzień dobry” to nasz rytuał, do którego przekonaliśmy i babcię, i dziadka. Przed ekranem pojawiają się znajomi i nieznajomi, m.in. z Nigerii, Australii i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Razem zaczęliśmy, kiedy w domach zatrzymał nas pierwszy lockdown. Miało to być takie krótkie wyzwanie – byle do wakacji. A przerodziło się w naprawdę fajny zwyczaj. Z trójki rodzeństwa tylko Eryk odważył się na tę aktywność. I choć nie raz wystawia moją cierpliwość na ciężką próbę („Eryk, posprzątaj pokój”… i tak 7 razy), podziwiam mojego syna za wytrwałość.